niedziela, 22 listopada 2015

Niewinna ( Wrzesień 2015 )



( Stare, nieaktualne.
Nieważne. )



Wilkom ( październik 2015 )


Pani dziwka. (Listopad 2015 )




Dziecięca naiwność prowadzi nas ku ludziom. 
Morderstwo na zaufaniu wywołuje dorastanie. 
Nadziejo, 
pani dziwko, 
przestań szczerzyć spróchniałe zębiska. 
Tolerancja upadła.
Triumf samolubnej godności. 
Bijcie pokłony, niewierne sukinsyny.




/ Ja w sumie nie wiem czy to jest wiersz, czy nie jest. W zamierzeniu miał to być opis na gg. /

środa, 23 września 2015

Do M. (Wrzesień 2015 )

To tylko tchnienie wiatru.
Pojawia się, orzeźwia i znika.
To jedynie kropla wody,
gdy stopy spalone są piaskiem pustyni.
To szept.
To Ty.

Zwaliły się stosy kamieni,
lecz podnosisz jeden.
Tylko jeden, lecz to pomaga.
Małe, drobne, prawdziwe.
I wiem, że mogę być spokojna,
bo gdy wszystko runie, zostaniesz.

Przyjaźń.
Złudzenie?
Prawda?
Podajcie mi proszę, definicje przyjaźni.
Przyjaźń to imię.

Twoje imię. 

środa, 1 kwietnia 2015

Dalej (Kwiecień 2015 )

I znikły wszystkie problemy
i w końcu było dobrze.
Świat stał się stabilny,
podłoga zakończyła codzienny taniec,
ustał sztorm myśli.
I w końcu było tak, jak być miało.
Proste, poukładane, prawdziwe.
Zerwała się wichura.
Rozpadło się wszystko.
Stoję po środku bałaganu i...
Nie wiem gdzie mam iść.
Nie wiem co mam zrobić.
Stoję na chwiejnych nogach.

I już sama nie wiem, kim jestem. 

wtorek, 6 stycznia 2015

Pogoń (Styczeń 2015 )

Podążałam za wiatrem, szukając krańca tęczy
bo obiecano mi garniec złota,
mądrość Mimira,
blask gwiazd,
własny kamień węgielny pod budowę nowego świata.

Podążałam za szeptem nimfy leśnego boru, szukając jej łez,
bo obiecano mi źródło wszelkiego stworzenia,
odpowiedzi na wszelkie pytania,
owoce nadziei,
mój osobisty skrawek materiału na tkaninę nowego dnia.

Podążałam za cieniem, próbując go schwytać,
biegłam za nim przez doliny, choć nie obiecano mi niczego.
Nie dawano żadnej gwarancji,
ani okruszyny złudzeń,
lecz szeptano gdzieś cicho, że złapać cień to złapać szczęście.

Szukałam złotego Grala,
próbowałam zebrać Ambrozję,
rozpaczliwie wzywałam Odyna.
Chciałam zagarnąć magię tysiącleci,
lecz jej nigdzie nie było.

W prozie dnia, nie widziałam niczego,
jak ślepiec i głuchy zarazem,
co w jednym skryli się ciele.
Chciałam magi, snów...
Nie zauważyłam przechodnia i cienia jego uśmiechu.