Boso biegnie przez las,
potykając się co chwilę.
Przed nią ciemność,
z oddali złowrogi słychać śpiew.
W świetle księżyca dostrzega krew.
Gdzie?
Jest wszędzie.
Zakrwawione dłonie,
pokaleczone stopy,
plamy czerwieni
na sukni białej.
Kurczowo ściska karabin.
Są coraz bliżej.
Halt! Dobiega z zachodu.
Stoitie ! Wołają ze wschodu.
Obcojęzyczne tak znane jej stój.
Nie zatrzymuje się.
Biegnie przez słowiańskie pola.
Nie poddaje się.
Bez trwogi,
bez łez.
Wciąż naprzód
mimo ran.
Uciekła.
Sama wśród ciszy spogląda w noc,
głęboko nabiera powietrza.
Z nieba zlatuje ptak
o złotych piórach,
zakrzywionych szponach
z obrożą na szyi.
Ląduje i staje w płomieniach.
Dziewczyna klęka
trawiona przez ból.
Bez cienia szans przeżycie.
Zewsząd wylania się tłum,
tłum tych co już nie żyją
Dzieci, kobiety, mężczyźni,
ci co oddali życie
za leżąca przed nimi dziewczynę.
Ptak spłonął
lecz nie trwało długo,
nim narodził się ponownie.
Ona także wstała,
już nie w białej
lecz biało-czerwonej sukience.
Spojrzała na tłum,
znów pełna nadziei,
chciała walczyć,
nie biorąc pod uwagę porażki.
Ona,
ta którą ukochały miliony,
dla której setki przelały krew,
gotowa do innych obrony,
Polska krainy,
ta co nie raz
pokonała śmierć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz