Próbowałam coś do akademii wymyślić und... nie wyszło.
Oto naród co ukochał wolność,
naród co nie znał słowa dość,
naród co gotów był zginąć,
aby tylko nie nałożyć mu krat.
Zabrano ziemie,
zabrano wolność,
zabrano prawa,
rozwiązano rząd,
lecz pod kata ręką nie ugnie się Polak,
co woli zginąć
niż oddać swój dom.
Lata zaborów,
wiek niewoli,
wieczna walka o przetrwanie.
Te ziemie
tak licznie skropione krwią.
Biało-czerwoną krwią.
Rosja. Austria.Prusy.
Trzej kaci w maskach przyjaciół,
lecz nie podda się polski lud
co z Piasta wywodzi się rodu.
Trzy zabory.
Trzy rozbiory.
Trzy razy chciano nas zgładzić,
lecz jak feniks z popiołów,
pierwsi by walczyć,
ostatni by przegrać.
Polska ziemia,
krwawa ziemia,
nie raz zabierana.
Honor i ojczyzna,
po zaborze rana,
lecz Polska nigdy,
nie zostanie pokonana.
Bronią poety jest nie miecz, lecz jego słowo...
piątek, 25 października 2013
czwartek, 24 października 2013
Jesień ( Październik 2013)
Oto wynik nudnego zastępstwa w tym jakże "ciężkim" dniu o aż trzech godzinach lekcyjnych :O
****
Ostatnie ciepłe promienie słońca
tegorocznego lata,
powoli opadają z drzew liście
i pada deszcz.
Zmieniają się barwy świata,
od zieleni,
przez złoto,
do szarości.
Przygotowanie do bieli.
Wraz z porą, zmieniamy się my...
Energia lata powoli ustępuje,
nadchodzi zimowa senność.
To dopiero jesień,
lecz żyjemy zimą,
świętami,
chłodem.
Omijamy jesień,
jakby jej nie było.
Bo mokra,
bo pogoda zmienna,
bo brakuje konkretów.
Omijamy przygotowanie.
Ludzka ironia.
Ominąć przedsionek
i biec,
prosto do salonu.
Chcemy od razu,
z lata do zimy,
z dzieciństwa w dorosłość,
z przedszkola na wysokie stanowisko.
Ale...
...ale natura wie lepiej.
Stopuje nasze zapędy,
chęć przeżycia życia szybko,
coraz szybciej,
coraz mniej dokładnie,
biegnąc na oślep w przód.
****
Ostatnie ciepłe promienie słońca
tegorocznego lata,
powoli opadają z drzew liście
i pada deszcz.
Zmieniają się barwy świata,
od zieleni,
przez złoto,
do szarości.
Przygotowanie do bieli.
Wraz z porą, zmieniamy się my...
Energia lata powoli ustępuje,
nadchodzi zimowa senność.
To dopiero jesień,
lecz żyjemy zimą,
świętami,
chłodem.
Omijamy jesień,
jakby jej nie było.
Bo mokra,
bo pogoda zmienna,
bo brakuje konkretów.
Omijamy przygotowanie.
Ludzka ironia.
Ominąć przedsionek
i biec,
prosto do salonu.
Chcemy od razu,
z lata do zimy,
z dzieciństwa w dorosłość,
z przedszkola na wysokie stanowisko.
Ale...
...ale natura wie lepiej.
Stopuje nasze zapędy,
chęć przeżycia życia szybko,
coraz szybciej,
coraz mniej dokładnie,
biegnąc na oślep w przód.
Monolog wewętrzny ( Październik 2013 )
Wybacz, że Cię ranię.
Wybacz.
Nie jestem idealna,
łamię swoje, Twoje zasady.
Hej! Nie obrażaj się!
Jesteś ze mną zawsze,
raz skłamałam,
a Ty chcesz iść?
Chcesz zostawić mnie samą?
Przecież Cię słucham.
No... przeważnie.
Czasem zbytnio szlachetnie mówisz,
a każdy człowiek,
musi być odrobinę samolubny.
No co?
Znowu twierdzisz,
że przekroczyłam limit?
Zawsze tak mówisz.
Ej! Sumienie Ty moje kochane,
wiesz, że i tak wyjdzie na Twoje.
Wybacz.
Poprawię się.
A przynajmniej się postaram.
Obiecuję.
Nie obrażaj się.
Przepraszam.
Wybacz.
Nie jestem idealna,
łamię swoje, Twoje zasady.
Hej! Nie obrażaj się!
Jesteś ze mną zawsze,
raz skłamałam,
a Ty chcesz iść?
Chcesz zostawić mnie samą?
Przecież Cię słucham.
No... przeważnie.
Czasem zbytnio szlachetnie mówisz,
a każdy człowiek,
musi być odrobinę samolubny.
No co?
Znowu twierdzisz,
że przekroczyłam limit?
Zawsze tak mówisz.
Ej! Sumienie Ty moje kochane,
wiesz, że i tak wyjdzie na Twoje.
Wybacz.
Poprawię się.
A przynajmniej się postaram.
Obiecuję.
Nie obrażaj się.
Przepraszam.
poniedziałek, 21 października 2013
Po cichu ( październik 2013 )
Przypominam o nieutożsamianiu autora z podmiotem lirycznym :P
Nadstaw uszu
i wsłuchaj się w pieśń wiatru,
ciche trele,
szelest liści.
Nadstaw uszu
i posłuchaj,
posłuchaj tej cichej melodii
wystukującej rytm mego serca.
Rytm który płynie do ciebie.
Tylko jedno słowo szepcze wiatr
tylko jedno które ma trafić do ciebie.
Tylko jedno,
lecz ważne.
Tylko jedno,
może głupie i pospolite.
Jedno słowo.
Kocham.
Niech wiatr poniesie je ku tobie
lecz niech nie zdradza nadawcy,
który pozostać pragnie anonimowy.
Nieśmiała dziewczynka,
jej bezgłośny szept,
zaróżowione policzki
od twego jednego spojrzenia.
Niech taką przedstawi mnie wiatr.
niech ci powie ze kocham,
lecz gdy zapytasz kim jestem,
niech nie odpowiada.
Gdybyś i ty kochał,
pytanie byłoby zbędne.
Więc słuchaj melodii
chłopcze najmilszy,
nie zastanawiaj się nad treścią,
niech miłość w tchnienie wiatru się zmieni.
Nadstaw uszu
i wsłuchaj się w pieśń wiatru,
ciche trele,
szelest liści.
Nadstaw uszu
i posłuchaj,
posłuchaj tej cichej melodii
wystukującej rytm mego serca.
Rytm który płynie do ciebie.
Tylko jedno słowo szepcze wiatr
tylko jedno które ma trafić do ciebie.
Tylko jedno,
lecz ważne.
Tylko jedno,
może głupie i pospolite.
Jedno słowo.
Kocham.
Niech wiatr poniesie je ku tobie
lecz niech nie zdradza nadawcy,
który pozostać pragnie anonimowy.
Nieśmiała dziewczynka,
jej bezgłośny szept,
zaróżowione policzki
od twego jednego spojrzenia.
Niech taką przedstawi mnie wiatr.
niech ci powie ze kocham,
lecz gdy zapytasz kim jestem,
niech nie odpowiada.
Gdybyś i ty kochał,
pytanie byłoby zbędne.
Więc słuchaj melodii
chłopcze najmilszy,
nie zastanawiaj się nad treścią,
niech miłość w tchnienie wiatru się zmieni.
Ten Naród ( Październik 2013 )
Boso biegnie przez las,
potykając się co chwilę.
Przed nią ciemność,
z oddali złowrogi słychać śpiew.
W świetle księżyca dostrzega krew.
Gdzie?
Jest wszędzie.
Zakrwawione dłonie,
pokaleczone stopy,
plamy czerwieni
na sukni białej.
Kurczowo ściska karabin.
Są coraz bliżej.
Halt! Dobiega z zachodu.
Stoitie ! Wołają ze wschodu.
Obcojęzyczne tak znane jej stój.
Nie zatrzymuje się.
Biegnie przez słowiańskie pola.
Nie poddaje się.
Bez trwogi,
bez łez.
Wciąż naprzód
mimo ran.
Uciekła.
Sama wśród ciszy spogląda w noc,
głęboko nabiera powietrza.
Z nieba zlatuje ptak
o złotych piórach,
zakrzywionych szponach
z obrożą na szyi.
Ląduje i staje w płomieniach.
Dziewczyna klęka
trawiona przez ból.
Bez cienia szans przeżycie.
Zewsząd wylania się tłum,
tłum tych co już nie żyją
Dzieci, kobiety, mężczyźni,
ci co oddali życie
za leżąca przed nimi dziewczynę.
Ptak spłonął
lecz nie trwało długo,
nim narodził się ponownie.
Ona także wstała,
już nie w białej
lecz biało-czerwonej sukience.
Spojrzała na tłum,
znów pełna nadziei,
chciała walczyć,
nie biorąc pod uwagę porażki.
Ona,
ta którą ukochały miliony,
dla której setki przelały krew,
gotowa do innych obrony,
Polska krainy,
ta co nie raz
pokonała śmierć.
potykając się co chwilę.
Przed nią ciemność,
z oddali złowrogi słychać śpiew.
W świetle księżyca dostrzega krew.
Gdzie?
Jest wszędzie.
Zakrwawione dłonie,
pokaleczone stopy,
plamy czerwieni
na sukni białej.
Kurczowo ściska karabin.
Są coraz bliżej.
Halt! Dobiega z zachodu.
Stoitie ! Wołają ze wschodu.
Obcojęzyczne tak znane jej stój.
Nie zatrzymuje się.
Biegnie przez słowiańskie pola.
Nie poddaje się.
Bez trwogi,
bez łez.
Wciąż naprzód
mimo ran.
Uciekła.
Sama wśród ciszy spogląda w noc,
głęboko nabiera powietrza.
Z nieba zlatuje ptak
o złotych piórach,
zakrzywionych szponach
z obrożą na szyi.
Ląduje i staje w płomieniach.
Dziewczyna klęka
trawiona przez ból.
Bez cienia szans przeżycie.
Zewsząd wylania się tłum,
tłum tych co już nie żyją
Dzieci, kobiety, mężczyźni,
ci co oddali życie
za leżąca przed nimi dziewczynę.
Ptak spłonął
lecz nie trwało długo,
nim narodził się ponownie.
Ona także wstała,
już nie w białej
lecz biało-czerwonej sukience.
Spojrzała na tłum,
znów pełna nadziei,
chciała walczyć,
nie biorąc pod uwagę porażki.
Ona,
ta którą ukochały miliony,
dla której setki przelały krew,
gotowa do innych obrony,
Polska krainy,
ta co nie raz
pokonała śmierć.
Mogę spaść ( Październik 2013 )
Spojrzałam w dół.
Przelękłam się.
Przyklękłam,
objęłam rękoma kolana.
Spojrzałam w dół
a w dole miniatura.
Wszystko tak odległe,
a ja tak wysoko.
Spojrzałam w dół,
cofnęłam się o krok,
cofnęłam bo bałam się spaść,
w dół, tam gdzie niedawno byłam.
Odwróciłam się tyłem do przepaści,
zlękniona wizją upadku.
Odwróciłam się.
Pomyślałam o wspinaczce,
jej celem był szczyt.
Od podnóży góry,
do szczytu daleko.
Droga stroma,
wyboista.
Lecz nie ona przeraża,
lecz spojrzenie w dół,
wizja upadku.
Spojrzałam w dół,
wprost ze szczytu.
Kurczowo objęłam się w pasie.
Boję się. Boję się spaść.
Ze szczytu pragnień,
ze szczytu marzeń,
ze szczytu mych wizji.
Lekki wiatr może mnie pchnąć,
zakołysać jak łódką na morzu.
Nie sztuką wejść,
sztuką pozostać.
Przelękłam się.
Przyklękłam,
objęłam rękoma kolana.
Spojrzałam w dół
a w dole miniatura.
Wszystko tak odległe,
a ja tak wysoko.
Spojrzałam w dół,
cofnęłam się o krok,
cofnęłam bo bałam się spaść,
w dół, tam gdzie niedawno byłam.
Odwróciłam się tyłem do przepaści,
zlękniona wizją upadku.
Odwróciłam się.
Pomyślałam o wspinaczce,
jej celem był szczyt.
Od podnóży góry,
do szczytu daleko.
Droga stroma,
wyboista.
Lecz nie ona przeraża,
lecz spojrzenie w dół,
wizja upadku.
Spojrzałam w dół,
wprost ze szczytu.
Kurczowo objęłam się w pasie.
Boję się. Boję się spaść.
Ze szczytu pragnień,
ze szczytu marzeń,
ze szczytu mych wizji.
Lekki wiatr może mnie pchnąć,
zakołysać jak łódką na morzu.
Nie sztuką wejść,
sztuką pozostać.
Zmiany ( Wrzesień 2012 )
I przyszedł dzień,
gdy na nowo uczyliśmy się żyć,
niby wciąż jako ludzie,
na dwóch nogach,
na tym samym świecie.
Lecz inaczej, na nowo.
Przyszła chwila,
gdy runęła z klocków wieża,
gdy poborca domek dla lalek odwiedził,
miś otrzymał nakaz eksmisji,
doszukaliśmy się nowych treści dawnych bajek.
Podmuch wiatru zrzucił ze ściany kalendarz,
zakołysały się wskazówki zegara.
Błękit nieba, niby ten sam,
lecz bardziej szary.
Drzewa jakby niższe
i nie zachęca do zabawy huśtawka.
Zaszło słońce... Lecz cóż z tego?
Przejechał samochód...
...jeden...
...drugi...
...trzeci...
Po cóż liczyć?
Tyle spraw do załatwienia,
Tyle problemów i trosk.
Wczoraj tak radośni, a dziś?
Co się z nami dzieje?
Przecież jesteśmy tylko dziećmi.
Jesteśmy...a może byliśmy?
Wczoraj dzieci, dziś dorośli.
Dorośli? To słowo wciąż tak obco brzmi...
gdy na nowo uczyliśmy się żyć,
niby wciąż jako ludzie,
na dwóch nogach,
na tym samym świecie.
Lecz inaczej, na nowo.
Przyszła chwila,
gdy runęła z klocków wieża,
gdy poborca domek dla lalek odwiedził,
miś otrzymał nakaz eksmisji,
doszukaliśmy się nowych treści dawnych bajek.
Podmuch wiatru zrzucił ze ściany kalendarz,
zakołysały się wskazówki zegara.
Błękit nieba, niby ten sam,
lecz bardziej szary.
Drzewa jakby niższe
i nie zachęca do zabawy huśtawka.
Zaszło słońce... Lecz cóż z tego?
Przejechał samochód...
...jeden...
...drugi...
...trzeci...
Po cóż liczyć?
Tyle spraw do załatwienia,
Tyle problemów i trosk.
Wczoraj tak radośni, a dziś?
Co się z nami dzieje?
Przecież jesteśmy tylko dziećmi.
Jesteśmy...a może byliśmy?
Wczoraj dzieci, dziś dorośli.
Dorośli? To słowo wciąż tak obco brzmi...
Subskrybuj:
Posty (Atom)