Ku nowej dziś idę drodze,
po kolana, po bas w wodzie brodzę.
We włosach liści cała chmara,
przy uchu bzyk słyszę komara.
Zamykam oczy, żeby piach w nie wleciał,
jakiś robak przyszedł lecz odleciał.
Jak w ruchomych pisakach, powoli się zapadam,
niby ze skały, z prostej drogi spadam.
Potykam się. Potykam o kamień,
lecz podnoszę go i iskry krzeszę, to krzemień.
Bosą stopą wchodzę w pokrzywy,
lecz los dla mnie jest litościwy,
bo te chwasty co miałby być parzące,
tylko lekko są kujące.
Ta droga, to życie
więc wyznam teraz skrycie,
że choć każdy dzień mnie przeraża,
to szczęścia chwila cierpienie nagradza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz